
Ale zdarza się, że już podczas podróży w pociągu przewieje
nas i do hotelu docieramy ze stanem podgorączkowym. A przed nami perspektywa
spędzenia w tym mieście 3 kolejnych dni. Bez swojej apteczki i ciepłego łóżka.
I jeszcze musimy być zwarci i gotowi do pracy. Bierzemy więc
garść leków i kładziemy się spać z nadzieją, że rano będzie dobrze.
Ale ostatnio przekonałam się, że moja choroba to
świetny sposób na lepsze poznanie
informatorów, których odwiedzałam. Już w założeniach badania panie były
podzielone na 2 segmenty. A mój stan pozwolił mi przekonać się, że te
informatorki różnią się nie tylko podejściem do gotowania. Różnią się także
podejściem do drugiego człowieka.
.jpg)
Na pożegnanie dostałam paczkę tabletek,
zapewnienie, że mogę zadzwonić w każdej chwili pobytu, to mi pomoże, bo przecież
jestem w jej mieście sama. Po kilku dniach wysłała mi maila z pytaniem jak się
czuję.
Gdyby nie moja choroba nie dowiedziałabym się o niej tak
dużo. Bo oprócz informacji o samym produkcie dostałam także pełen obraz
kontekstów w jakich moja informatorka będzie go używać.
Panie z drugiego segmentu pytały tylko czy nie zarażam.
Dzięki „mojej” informatorce jeszcze chętniej będę wracać do
tego miasta :-)
Agnieszka Narwojsz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz