
Wieloetapowy proces rekrutacji, to nie tylko pewność, że informatorzy będą dokładnie tacy, jacy być powinni, że będą jeść i pić dokładnie to, co powinni, że będą mieć właśnie te konkretne produkty bankowe.
"Dzień dobry, nazywam się Agnieszka Dąbrowska, dzwonię z firmy Izmałkowa Consulting [15 minut wyczerpującej rozmowy]. Jakie stosuje Pan środki na ból głowy?"
"Wie Pani co… No te takie. Białe tabletki. Nie wiem. U mnie to żona się takimi rzeczami zajmuje. Ale wie Pani co. Jest tutaj i ja zapytam. (w słuchawce słychać <<delikatny>> głos informatora) <<Elkaaaa! Co Ty mi tam dajesz, jak mnie tak łeb boli?>>"
Elka oczywiście wiedziała, podała nazwę i wielkość opakowania, jakie najczęściej kupuje.
Już podczas zwykłej rozmowy rekrutacyjnej widać, że są kategorie produktowe (i jest ich naprawdę cała masa), w której mężczyźni nie mają nic do powiedzenia. Co więcej – oni zupełnie nie chcą mieć. Są przyzwyczajeni, że leki na ból głowy są w apteczce, proszek do prania obok pralki, a pełna tubka z pastą do zębów w szafce pod umywalką. Mężczyźni uważają, że są pewne produkty, co do których to kobieta jest ekspertem i tylko ona wie, jakie masło będzie mu najbardziej smakowało.
Takim produktem na pewno nie będzie samochód. Kobieta ma wybrać samochód? A w życiu! Wtedy facet skończyłby z samochodem elektrycznym, ekonomicznym, cichym i rozpędzającym się do 100km/h w minutę. A przecież nie o to chodzi… :)
Wieloetapowy proces rekrutacji, to nie tylko kolejny szczebel weryfikacji zdobytych informacji, ale też szansa na pierwsze wyniki, które wprowadzają w kolejne i coraz głębsze warstwy analityczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz