Jakiś czas temu jedna z
nowozelandzkich rozgłośni radiowych poinformowała o sekretnym koncercie grupy
Foo Fighters. Wieść się rozeszła, ludzie zaczęli brać urlopy, rezerwować
hotele. Wszystko niby ok, gdyby nie okazało się, że informacja ta była prima
aprilisowym żarcikiem reporterów stacji. Radio szybko się wycofało,
przeprosiło, ludzie zdenerwowani, atmosfera niezbyt przyjemna...
Komunikat skierowany do
wszystkich okazał się dla jakiejś grupy spośród tych wszystkich na tyle nieczytelny,
że odebrali go oni zupełnie przeciwnie do zamierzeń nadawcy.
Taka niby newsowa historyjka, a
przełożenie jej na marketingowe pole przyprawia o ból głowy i ciarki z
przerażenia. Godzinami myślicie nad komunikacją, wymyślacie, okazuje się, że
wszyscy rozumieją, więc kampania się zaczyna. A później szybko musicie się
wycofać, bo jakiś niewielki procent odbiorców zrobił hałas, bo się nie
podobało, bo za śmieszne, albo uderza w jakieś tabu. Ten sam niewielki procent
odbiorców, który nie ujawnił się w tradycyjnych fokusach z heavy userami, ten
sam, który pominęliście w ilościówce, uznając, że to błąd statystyczny.
I nie chodzi o to, żeby próbować
zadowolić każdego, bo wiadomo, że tak się nie da. Chodzi o to, żeby niektórych
pominąć ŚWIADOMIE, znając możliwe ryzyko związane z takim działaniem.
Bo w badaniach, jak w demokracji
- większość wyznacza kierunek poruszania się, ale mniejszość - jego ramy.
Segmentacja użytkowników obejmuje też tych, którzy mogą być potencjalnymi
hejterami. Bo nadepnięcie na odcisk komuś takiemu to pewny kryzys. I dobrze,
jak skończy się on tylko w social mediach ;).
Marta Marcjanik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz